niedziela, 31 marca 2013

Deszcz czasem staje się pożyteczny.

Witajcie.

Jak zostało już we wcześniejszym poście wspomniane, szykuje się wyprawa by nieco podgrzać tą sielankę panującą w Azylu. Po wielu analizach, pomysłach i stwierdzeń - przygoda gotowa.

~*~

     Ulice tutejszego miasta Leveir spowijał ciemny mrok oraz słaba, szarawa mgła. Ludzie z pobliskich kamieniczek a to wychodzili, a to wchodzili, czasem w popłochu, czasem w spokojnym, cichym tempie. Po ulicach śmigały w najróżniejsze strony dorożki prowadzone przez wierne kopytne stworzenia - konie. Rzec by można, że dzień jak co dzień. 
     Maszerowałam żwawym chodem przez chodnik, majdając rękami w przód i w tył, z wyraźnym, jak zawsze szerokim uśmiechem na bladej twarzy. Posyłałam ten uśmiechdo prawie, że każdej osoby spotykanej na swojej drodze. Do niektórych rzucałam nawet zwykłe "Cześć!". No tak, całkiem normalne jak się zna ponad połowę osób z całym Azylu. Kocham ludzi.
     Co takiego spowodowało grymas na mej wesołej twarzy? Cholerny deszcz, tyle powiem. Ludzie wokoło poczęli rozkładać trzymane ze sobą parasole, ale niestety, takowego nie posiadałam. Ponadto pogoda była również za piękna, by postarać się wynieść z domu choćby bluzę czy też zwykły płaszcz. Skąd miałam się tego spodziewać, skoro cały dzień ciepłe promienie słońca grzały powierzchnię Azylu? Rozejrzałam się wokoło, starając się jakoś zakryć dłońmi, gdyż chłodny deszcze z nieba nie miał zamiaru ustąpić, przeciwnie, zaczęło padać coraz bardziej. Zauważyłam, że trzymając się otchłani mojej przeogromnej wyobraźni, nie myślałam nad tym, gdzie zaszłam, a jak się okazało - stałam na Wielkim Targu. Przeklnęłam siebie w myślach za swoją głupotę i czym prędzej wbiegłam do jednego z budynków, byle się tylko ukryć przed deszczem.
     Znalazłam się na wąskiej klatce schodowej, której kręte schody prowadziły w górę. Nie mając ochoty wychodząc na zewnątrz, ruszyłam po schodach, zrezygnowana. Zauważyłam, że nigdy nie byłam w tym budynku, co mnie trochę zszokowało. A że też trzymałam się stwierdzenia, że obeszłam wszystkie możliwe Azylowskie budynki...
     Wyglądało to na trzecie piętro, gdyż dopiero tutaj ujrzałam przed sobą stare drzwi, w niektórych miejscach podziurawione. Nie przestraszyłam się ani trochę, ciekawość zwyciężyła, dlatego złapałam za klamkę, wchodząc do pokoju, którego zalała mnie ciemna fala, a mojemu wejściu dorównywało skrzypienie otwieranych drzwi.
      Z początku nic nie widziałam, najwidoczniej przestronne pomieszczenie nie posiadało okien, albo były one zwyczajnie zakryte. Za pomocą magii utworzyłam nad sobą małe, lewitujące słoneczko, które swym jasnym światłem oświetliło część nieznanego mi pomieszczenia. Na pewno należy wymienić, że owe miejsce było równie stare i widocznie opuszczone. Wszędzie, dosłownie wszędzie widniał kurz, pajęczyny, a książki i połamane krzesła walały się mi pod nogami. Idąc dalej przechodziłam przez opuszczone regały pełne starych, grubych ksiąg, przez co przyjęłam do swojej świadomości, że znajduję się w opuszczonej bibliotece.
     Nie mając nic innego do roboty, gdyż słyszałam jak gwałtowny deszcz obijał się o dach budynku, usiadłam na zakurzonej poduszce leżącej na podłodze, pomiędzy regałami i leżącymi księgami. Słoneczko posłusznie wisiało nade mną, doskonale oświetlając tekst pierwszej, lepszej książki wziętej przeze mnie do ręki. 
     Czytając tytuł pierwszej książki "W świecie mikstur" od razu odłożyłam ją na bok, niezainteresowana. Podobnie stało się z kolejnymi grubymi cegłami, za którymi wzdychałam cicho pod nosem. Niczego nie było o nekromancji, co mnie trochę odrzuciło. Kiedy już miałam zamiar zasnąć wśród tych brudów, pod moje łapska trafiła księga o nazwie "Na krańcu Azylu". Nieco tym zaciekawiona, otworzyłam twardą okładkę, czytając pierwszą stronę. Z dziwnych przyczyn autor księgi został poplamiony... kawą? Najwidoczniej. Nie chcąc zagłębiać się w to, przeszłam do lektury.
     Nie zdziwiłam się tym, jak bardzo pochłonęłam się w czytaniu, że doszłam aż do połowy cegły. Książka opisywała dzieje najprawdopodobniej jakiegoś podróżnika zwiedzającego Azyl. Napotykał on na swej drodze wszelakie stworzenia o najróżniejszych zdolnościach, wyglądach. Każda z tych stworów była oryginalna, całkowicie inna od siebie. Byłam podekscytowana tym, a co wywnioskowałam z tej księgi? Że w Azylu żyje tak wiele ciekawych, magicznych, pięknych stworzeń, nie ważne czy o pozytywnym czy negatywnym nastawieniu. W jednej sekundzie nabrałam przeogromnej ochoty wybrania się w wędrówkę, jaką przebył ten podróżnik.
     No ale może przejdźmy w końcu do rzeczy. Morgana pewnego dnia powiedziała mi, bym poszukała jakiejś broni na demony, gdyż niedługo zaczniemy z nimi walczyć (w końcu będzie się coś działo!). Tak więc, podróżnik opisany w tejże książce napotkał na swej drodze ogromne stworzenie, swym wyglądem przypominające węża lub też innego gada. Natomiast zamiast pysku z jadowitymi zębami posiadał mały dziób, podobny do koguta. Lecz to nie wszystko, odznaczał się również czterema parami długich, potężnych łap.
     Stworzenie to nazywało się Bazyliszek.
     Autor książki dokładnie opisał stwora. Zwierzę pomimo swojego odznaczające wzrostu sięgającego nawet piętnaście metrów nie miało tego "słabego punktu". Mimo tego posiadało nawet całkiem szybki sposób na zabicie. 
     Jeśli spojrzało się w oczy tegoż stworzenia, dana osoba natychmiast zamieniała się w kamień. Więc, dlaczego łatwy sposób na zabicie? A no taki, że można by podstawić mu przed nochal lustro i głupek sam się stanie przepięknym kamieniem, który ładnie reprezentował by się na polanie.
     Przejdźmy w końcu do sedna. Podróżnik w swym spotkaniu z Bazyliszkiem zauważył, że w jego oku (a dokładniej w ciele szklistym) znajduje się płyn, który paraliżuje demony, czyli doprowadza ich do takiego stanu, że ich ciało zaczyna się gotować w sobie, aż w końcu jest tak przegrzane, że umierają. 
     Gdybyśmy zdobyli owy płyn i zagłębili go w różnorodnej broni białej, zabicie demonów poszłoby Nam szybciej, niż byśmy się tego spodziewali. Takie tam, przygotowanie do walki.
     Nie okłamujmy siebie, takie coś jest za banalne. Droga do siedziby Bazyliszka jest niebezpieczna i długa. Będziemy musieli przejść przez najgłębsze odmęty lasów, które w większości nie zostały jeszcze zwiedzone, w tym także napotykając na swojej drodze najróżniejsze zwierzęta, które na pewno w Naszej wędrówce Nam przeszkodzą. Dowiedziałam się z księgi, że Bazyliszek ma swoją jaskinię wewnątrz wodospadu na skraju jezior Luna Lacus, a do tego wejście do jej siedziby pilnują krwiożercze, przeogromne wilki z nienaturalnie ogromnymi pyskami, których rozpiętość równa się z paszczą krokodyla. 
     Po po raz już setnym przeanalizowaniu mojego planu wyprawy po oko Bazyliszka, odłożyłam książkę na bok, gdyż usłyszałam czyjeś kroki na klatce schodowej. Po moim ciele przeszedł dreszcz, czyżby jednak ktoś zamieszkiwał tą zapomnianą bibliotekę? Czym prędzej zgasiłam moje jedyne źródło światła i na ślepo poczęłam podążać w odwrotną stronę, byle by tylko nie w stronę drzwi, z których, jak przeczuwałam, wyłoni się postać. Na końcu pomieszczenia, za jednym z licznych zakurzonych regałów, odnalazłam klamkę do drzwi. Otworzyłam je za jednym zamachem i upadłam na dach przylegającego, pomniejszego budynku. 
     Na co budować drzwi prowadzące na dach? Czort wie. Jednakże w tym momencie cieszyłam się, że jakiś idiota wpadł na taki pomysł, bo tylko to zdołało mnie uratować przed nieznaną osobą. Tak jak się tego spodziewałam, deszcz nie ustępywał; jakoś dzisiaj nieprzyjemnego pecha mam, do jasnej ciasnej. Nie bacząc na to, że moje ciemnobrązowe włosy coraz bardziej kleiły mi się do twarz oraz ubrania, wkurzona ruszyłam biegiem po dachach domów Azylijczyków, byleby tylko znaleźć się czym prędzej w ciepłym, spokojnym domu.

~*~
... trochę długie to wyszło...
No ale dobrze, streszczając: wyruszamy w podróż po oko Bazyliszka, ale i tak macie to przeczytać. Nie po to wylewam pot i łzy byście tego nie czytali.
Termin na rozpoczęcie wyprawy uzgodnimy z komentarzach bo chciałabym, aby każdy z członków na niej się pojawił. Będzie się działo.
To tyle z mojej strony.
Salut.

sobota, 30 marca 2013

( I )Organizacyjna?

Witojcie, hoho. 
Jest już późno, chce mi się spać i ukrywam się przed rodzicami więc piszę szybko i w skrócie.

1. W KOŃCU napisało się hierarchię. Niech każdy wybierze zwykłe stanowisko odpowiadające swojej postaci. Jedno, nie więcej. Chwilowo miejsca Przywódców Kast są nieaktywne, jeszcze przyjdzie na nie czas.

2. Jak tylko zniknęłam, w Azylu zrobiło się cicho. Tak nie może być, ludzie, żyjcie, bo niedługo czeka Was lista obecności. Kiedy dokładnie? Tego nie wyjawię. Ruszać dupska lenie.

3. Pandoro, nie pamiętam kiedy dokładnie odebrałaś zaproszenie, ale chyba już najwyższy czas na pojawienie się twojego KP. Masz na to jeszcze tydzień, do 6 kwietnia.

4. Pora na przygodę! ... a dokładniej na przygotowania do walki z mhrocznymi demonami. Aby w końcu zaczęło się coś dziać, Irenka wymyśliła wyprawę. Cytuję: "Jako, że trochę się nas zebrało, można by zrobić wyprawę. Jak, gdzie, kiedy, po co; to muszę jeszcze uszczegółowić. Chodzi mi o to, że wyruszamy w podróż za trucizną. Może to być np. krew/łza/ślina/coś tam innego jakiegoś strasznie rzadkiego zwierzęcia, po którego wyprawa jest długa i męcząca. Po co? No więc, ta owa trucizna bardzo źle działa na demony, wręcz je paraliżuje. Jeśli tą trucizną nasączymy np. grot strzały i wbijemy ją w ciało demona, ten może... O! Zacznie się gotować w sobie! Wiem! Pójdziemy na wyprawę po róg jednorożcolamy! 8D"
Co, jak, gdzie, kiedy - tak jak napisała, to jeszcze trzeba uszczegółowić. Na spotkanie umówimy się pod notą o wyprawie, która pojawi się wkrótce.

Jak ktoś ma inny pomysł na event, wydarzenie, ognisko, cokolwiek - pisać w komentarzach. Udzielać się bo pogryzę.


I to chyba na razie wszystko.

Wesołych świąt i smacznego jajka, plebsy.

/Morgana.

środa, 20 marca 2013

Jesteś smutny?

Imię: Sonneillon.
Wiek: ?
Płeć: Samiec.
Rasa: Chimera

Opis charakteru: Każdy z czterech łbów zachowuje się inaczej. Lew jest brutalny i nieostrożny, koza ciekawska, smoka nic nie interesuje, a wąż jak wąż. Podstępna żmija może zadać cios śpiącemu. Na ogół jednak nie można przewidzieć jak zachowa się Sonneillon. Pierwszy pcha się w każdą walkę, sam najczęściej je rozpętuje. Najczęściej jednak, jest tak że charakter jednej z głów przejmuje władzę nad resztą.
Wygląd:
http://www.russianmachineneverbreaks.com/wp-content/uploads/2012/05/spiritanimal.jpg
Zwierzęcy: Ponad dwumetrowej wysokości zwierzę o łbach lwa  (płowego koloru ), kozy( ciemnoszarego koloru) i smoka (czarnego koloru, akwamarynowe tęczówki). Długi ogon pokryty jest łuską mieszającą się z futrem, a zamiast lwiej kity, na zakończeniu widnieje łeb kobry. Grzywa będąca chlubą samca jest bujna i miękka, zaś futro gładkie, przylegające do ciała. Na zadzie ma kilka czarnych plam, a także na przedniej lewej nodze.
Lwi łeb ma gadzie ślepia, w paszczy znajdują się "normalne" zęby, typowe dla lwa, a także chowane w podniebieniu dwa rzędy zębów godnych niejednego gada. Koza jak koza, z tą różnicą, że ten łeb jest mięsożerny, a nie jak inne kozy rośliny. Smok potrafi ziać ogniem.
Ludzki: Wysoki mężczyzna, o włosach sięgających ramion, koloru pustynnego piasku. Ciemnozielone oczy, z pionową źrenicą.

Umiejętności: Dzięki wielu łbom wyćwiczył umiejętności polowania i walki. Żadnych magicznych nie posiada.

[ Obrazek przedstawiający powyżej ma tylko pomóc w wyobrażeniu Sonne i nie odpowiada wiernie opisowi. Sonne nie ma skrzydeł, grzywa okrywa wszystkie karki/szyje, a całe ciało ma lwie, bez kozich tylnych nóg.

Karta postaci będzie często zmieniana, będą dodawane do niej informacje, możliwe że też usuwane. ]

Ego assentior

Alseida.

Annarasumanara|| Manara || Wiek nieokreslony
Alseida || Zapomniany Las ||
Dziwaczka || Zmienna Postac

     Moze wpierw zacznijmy od tego, czym jest Alseida. Alseida to Nimfa mieszkajaca w gestwinach lesnych jak i zagajnikach, czyli w miejscach ktore niezwykle przypadaja do gustow Podroznych. Aczkolwiek, czy Ona jakos pomaga roslinnoscia badz samym Istota znajdujacych sie tam? Nie. Ona ich po prostu straszy tym samym informujac, zeby juz nigdy nie postawili tu nogi. 

     Tym wlasnie jest ta, na ktora wolaja Annarasumanara; jedna z nielicznych nimf w Zapomnianym Lesie, a przynajmniej sama nie natknela sie na inne. Nie wiadomo ile ma lat, skad tak naprawde pochodzi, dlaczego wszystkich straszy. Chociaz w sumie lepszym stwierdzeniem byloby, ze nikomu nie chce sie uzerac z tak wkurzajaca Nimfa jaka wlasnie Ona jest. Dlatego zostawiaja Ja w spokoju i nie zamierzaja wtargnac na ''jej teren''. Szkoda, ze nikt procz flory Jej nie zna.

     Jak Ona wlasciwie jest? Wiedza tylko Drzewa i Zwierzeta z ktorymi rozmawia niezwykle czesto. Uwazaja Ja za wiecznie usmiechnieta, pelna energii i entuzjazmu. Wszedzie Jej pelno, nie potrafi ustac w miejscu, do tego jest niezwykle uparta - niczym osiol. 
     Jest niezwykle ciekawa wszystkiego i wszystkich, przez co czasem ujawnia sie pewna niezwykle gadatliwa Osobka, ktora na jednym tchle potrafi zadac 100 pytan. Bardzo latwo mozna przyprawic Ja o szczery usmiech, a jeszcze trudniej jest Jej go pozbawic. Mozna stwierdzic, iz jest optymistka, kotra najpierw robi pozniej mysli.
     Wiec w takim razie dlaczego straszy Ludzi? To cholernie proste do rozgryzienia. Po prostu interesuje sie innymi Dwunoznymi, a gdy podchodzi do Nich, to jakos tak odzywa sie w Niej natura, i tak jakos sie to pozniej dzieje, ze inni sobie uciekaja od Niej. Nie, Ona tego nie chce, to jest po prostu silniejsze od Niej.
     No, i jest cholernie glupia...

     Przedstawiana przez Ludzi jest jako niska ( Prawdopodobnie 1.60 m wzrostu ) Kobietka, o wrecz porcelanowej cerze ktora okalaja sredniej dlugosci, lekko krecone wlosy koloru blekitnego, w ktorych mozna zauwazyc wianek zrobiony z Kwiatow ( Wiosna i latem ), badz Piora przeroznych Ptakow ( Jesienia i Zima ). Zazwyczaj jest ubrana w zwiewna biala sukienke na ramionczkach. Nalezy wpomniec rowniez o jej duzych, niebieskich oczach.

     Jak na Nimfe przystalo, potrafi dogadac sie z roslinami jak i Zwierzeta, z czego korzysta niezwykle czesto. Potrafi zrozumiec ich mowe, i pomoc im jak najlepiej potrafi, i, o ile, jest to mozliwe. Lubi przechadzac sie na spontaniczne wycieczki po znanym terenie wraz z pewnym Albinosem, imieniem Thet. 
     Nieco zbedna informacja jest Jej glos, a dokladniej mowiac - spiew. Uwielbia spiewac jak i nucic, a robi to niezwykle subtelnym, wysokim glosem.

______
[ Dobry. To w sumie jedynie szkic Postaci, bo wena mnie dzisiaj opuscila ( Czyt. Nie wiem co moge dopisac jeszcze do Nimfy...).
Mam nadzieje, ze taka Postac bedzie jakos pasowac do tematyki bloga. ^^' ]

wtorek, 19 marca 2013

"Zasady można łamać. Tak jak ludzi."


post zawiera wulgaryzmy.
i śladowe ilości głupich komentarzy odautorskich.
i grozi załamaniem psychicznym.
i tak dalej. 



nieokreślony wiek | zmiennokształtność | zmiana płci | miasto Leveir
diabeł rebeliant
najemnik/szpieg



„(…) diabła nigdy nie ma na miejscu, gdzie byłby na miejscu.”
- Fryderyk Nietzsche

Rzadko kiedy wspomina o swojej przeszłości, nawet stara się ją ukrywać. Wiadomo jednak, że jest diabłem  oraz to, że przybiera postać zwykłej, ludzkiej istoty. Jeszcze w swoim prawdziwym ciele udało mu się opętać kobietę i po dziś dzień skrywa się w tej powłoce. Podstawową formą jest diabeł płci męskiej, o nieznanym imieniu; zwykł posługiwać się chwilowymi wymysłami lub przypisywać sobie miana co sławniejszych pobratymców – aktualnie spodobało mu się Saamed i właśnie tej godności używa, choć zmienionej o parę literek. Wyrzucony z piekła za zabawy z aniołami, zdrady rodu i coś tam jeszcze, zesłany na ziemię, coby odbyć te swoje potępienie i karę, pozbawiony znacznej mocy. Szatanu posłał za nim parę diabłów, którym się nudziło, a lubili komuś narobić problemów w postaci tak zwanego wpierdolu. Zmuszony do ukrywania i ratowania sobie dupy, w najbardziej leniwy i prostacki sposób zwiał do odosobnionego miejsca, opętał kobitkę i żyje sobie wesoło, dopóki mili panowie z odmętów piekielnych go nie znajdą.

Kobitka nazywa się Venesja Lukyanovich, przezywana Livką i tak też każe na siebie mówić, kiedy jest pod tą postacią. Chyba że będzie zmuszony znów zmienić tożsamość, wtedy wymyśli co innego.


Livka jest wysoka
, o długich i zgrabnych nogach. Jasne, niemal białe włosy sięgające lędźwi, okalające twarz. Co ciekawe, ma imponujące oczy; ciemne, z czerwienią przy źrenicy, zawsze widocznie podkreślone czarną kredką, cieniem i tuszem. Jeśli straci nad sobą kontrolę, oczy staną się całkowicie czarne. I jego kamuflaż chuj strzelił. Przypodobał mu się ubiór kontrowersyjny, przypominający przedstawicieli subkultury metalowej. Diabłem w końcu jest, to jak satanista wyglądać musi – przemknęło mu kiedyś przez myśl. Poza tym, z jego żelaznej męskiej logiki wynikało, że im bardziej będzie dziwny i im mniej będzie wykazywał objawów opętania, nie zwróci na siebie uwagi innych diabłów. Przecież i tak olewali satanistów, a przynajmniej tych niepraktykujących. Sammedh nie przywykł w pełni do tego ciała i dalej dziwnie się czuje, kiedy ma na sobie obcisłe ciuchy, więc stara się ich w ogóle nie wkładać. Zbyt duże koszulki i nieopinające spodnie, brak stanika i luźne gacie to podstawa. Od sukienek ucieka jak przed Biblią. Ukrywanie się to jedno, szarganie honoru i dumy to drugie.

„(…) diabeł ma brzydki zwyczaj uciekania się do karnawałowych sztuczek, by zwodzić nimi nierozważnych."
-
Gabriel Garcia Marquez

Niegdyś był naprawdę potężnym i cenionym diabłem: władał trzydziestoma legionami, przypisywano mu odpowiedzialność za złośliwe choroby, zaburzenia psychiczne i gnicie ciał, umiał zmusić każdą osobę niższą odeń szczeblem czy umiejętnościami do posłuszeństwa, a ponadto potrafił panować nad tamtejszymi bestiami. Dziś, będąc pośmiewiskiem diabłów, pozostała mu jedynie teleportacja, zmiennokształtność i umiejętność zmiany płci i głosu, co daje mu swojego rodzaju nietykalność i nigdy niewiadomo, z kim rozmawiasz. Pamiętaj, że Sammedh może się podszyć pod każdego, co robi z chęcią. Jest sprytny i podstępny, jednak nie udało mu się zamaskować czerwieni przy źrenicy i to jest jego cechą rozpoznawczą. Wie o tym, więc nie dopuszcza, by ktokolwiek długo patrzył mu w oczy, kiedy przybiera inną postać. Nawet, jeśli nie miał z nim wcześniej do czynienia. Pracuje nad ponownym panowaniem nad rozkładaniem się ciał; wraz z upadkiem stracił taką możliwość, zresztą jak całą masę swojej dawnej potęgi. Cały czas stara się odzyskać moce na różne sposoby, lecz z marnym skutkiem. Szatanu zadbał, by mu się nie powodziło i raczej Sammedh prędko w domku nie zawita. Był w stanie za jednym dotknięciem dłoni sprawić, by dany osobnik zgnił, zostawiając po sobie strasznie zdeformowane ciało i okropny smród. Sam wyznaczał zasięg, jakim poszczególne części ciała narażone były na rozłożenie, a jakie nie. Nie mógł jednak tego kontrolować, kiedy źródło było na głowie. Wtedy ofiara od razu umierała.  Bo, hej, kto paraduje ze zgniłym mózgiem? Brakuje mu tej umiejętności, brakuje mu wszystkich umiejętności. Sammedh jest bardzo władczy i bez nich czuje się po prostu bezbronny. Choć tak nie jest - w miarę umięśnione ciało, dobra budowa i fakt, że jest diabłem, zapewniają mu ogromną siłę fizyczną, więc raczej dałby sobie radę bez tych wszystkich dupereli.

Diabeł się przebiera za anioła, gdy chce duszę ludzką na zagubę wyprowadzić.”
– Józef Ignacy Kraszewski



Cechuje się dużą wybuchowością, skłonnością destrukcji oraz agresji, także skierowanej ku sobie. Jest nerwowy. Nie lubi, nienawidzi wręcz, kiedy ktokolwiek dotyka jego rogów czy ogona - wtedy bardzo często traci nad sobą kontrolę i po prostu wpada w furię. Zresztą, w ogóle nie lubi dotyku. Nie dopuszcza do siebie żadnych istot, albo chociaż ma taki zamiar, którego chce się kurczowo trzymać. Z natury samotnik, „daj-zrobię-to-sam”. Kiepsko idzie mu ingerencja ze światem zewnętrznym, ale jak chce to potrafi. Zdolny przecie. Jest strasznie terytorialny i egoistyczny, wykorzystujący ludzi dla własnych potrzeb; nie zapomina o kuszeniu, mamieniu i przekabacaniu na swoją stronę co poniektórych, jednak mimo stereotypu diabła-uwodziciela nadal woli być sam. Taki forever-alone. Chyba że go najdzie potworna chcica. Jego przyjacielem jest chochlik, siedzący mu na ramieniu i notorycznie psocący.  Niby diabły świetnie umieją grać na uczuciach, ale on tego nie potrafi. Znaczy, teraz nie potrafi – Szatanu postanowił zaszpanować kolejnym świetnym żartem (hahahah polać mu!) i zabrał mu tę umiejętność, a Sammedh sam w sobie ciota społeczna, prędzej zabije niż się dogada. Nie rozumie ludzkiego poczucia humoru i tego, że człowieki nie mają takiego celu jak zebrać jak największą ilości dusz, zabrać jak najwięcej żyć i udupić. Może wydać się zabawnym jak próbuje wczuć się w ludzkie charaktery, biorąc przykład z przypadkowych osób. Panicznie boi się Biblii i modlitw (wyobraź sobie takiego diabła, który spieprza ile sił w nogach, kiedy tylko pokażesz mu świętą książeczkę), źle znosi zapach wody święconej, a oblany nią traci na sile lub pali się, zależnie od ilości. Święte symbole działają na niego odpychająco, a odstraszyć go można Trójkątem Salomona lub Wielkim Pentaklem – unika ich jak tylko może. Z aniołami nie chce mieć nic wspólnego, co jak co to przez nie znalazł się w tym zadupiu (czyt. w nie-piekle). Ma zamiar zjednoczyć się z diabłami i demonami zesłanymi na ziemię, może nawet z upadłymi aniołami, ażeby późnej nakopać ścigającym go aniołom i diabłom. Chce odbudować legiony, wznieść swoją potęgę na nowo.

Nie pamięta, od ilu lat stąpa po ziemi, ale zdążył zapoznać się z większością kontynentów, skąd zmuszony był uciekać, oczywiście z racji miłych panów z piekła. Błąkał się i błąkał, aż wkrótce uderzyła w niego aura i woń tych, przed którymi się krył. Sam przyszedł do miejsca zasiedlenia „upadłych”  demonów i diabłów, sam wpakował się w ich sidła. Ale tylko względnie – udało mu się zwiać czym prędzej z Silvaem, nawet nie zastanawiając się nad wkroczeniem w te terytoria. Może i uciekł, ale on uważa to za chronienie dupy i robienie na złość miłym panom z piekła, coby Szatanu się na nich wkurwił i pozmieniał w najniższe szczeblem chochliki. Jeśli to jest możliwe. W każdym razie trafił do jakiegoś miasteczka, kiedy tak chronił dupę spierdzielając gdzie popadnie, tudzież na drugi koniec miejsca, które później okazało się Azylem. W Leveir nie wyczuł zbytnio zagrożenia, a i jakoś samo przypadło mu do gustu, więc bez trudu opętał kolejną panienkę (jakieś zboczenie na punkcie kobiecych ciał, czy co?) i posługuje się tą powłoką, Livką. Aczkolwiek jeśli tylko poczuje się na tyle swobodnie, by zapieprzać pod swoją podstawową postacią, robi to. Warunkiem jest odosobnione miejsce, na przykład lasy. Dlatego równie często można go spotkać w Leveir (pod postacią kobiety), jak i w pobliżu Polany Foederis (pod postacią diabła).
            Diabeł może wyglądać różnie. Jak tylko zechce. Póki wygląd, który aktualnie przybrał, nie sprawia mu kłopotów,  pozostał przy nim. Objawia się jako normalnego wzrostu postać o ciemnych, czerwonych włosach sięgających ponad połowy pleców. Końcówki są postrzępione i nierówne, więc niektóre pasma mogą sięgać nawet za jego dupę. Oczy o żółtym białku, czerwonej tęczówce i pionowej, czarnej źrenicy, często pobłyskujące. Ma dwie pary rogów: pierwsze, malutkie, rosnące gdzieś nad czołem. Są proste i gładkie. Przestały rosnąć wraz z wyrzuceniem Sammeda w z Piekła, choć jest w stanie to zmienić. Drugi komplet przypomina te baranie, zakrzywione do tyłu i o nierównej strukturze. Kolejną cechą dzielącą go wyglądem od przeciętnego człowieka jest wydłużenie kości ogonowej. Ogon mierzy sobie mniej więcej półtora metra, a jego koniec jest rozwidlony. Z tych końcówek wysuwają się kości, przypominające zakrzywione kolce, w domyśle rodzaj mechanizmu obronnego. Regularnie je ostrzy, coby zadawać głębokie i zagrażające życiu rany. Jeśli chodzi o kolce, takowe wiodą także wzdłuż kręgosłupa Sammeda. Przynajmniej ktoś się zastanowi dwa razy, zanim będzie chciał go przytulić. Uszy można pomylić z elfickimi, są równie długie i tak samo zwężają się ku końcowi. Zdobione różnymi kolczykami, mającymi jakieś osobiste znaczenie, i najczęściej są to tunele, sztangi i szpikulce, byleby tylko uszy poznaczone były jak największą ilością żelastwa. Zdecydowanie najciekawszym aspektem jego wyglądu są ręce i nogi. Ręce mniej więcej od łokcia w dół nabierają czerwonej barwy, palce wydłużają się, a paznokcie upodabniają do szponów. Można powiedzieć, że przypominają smocze łapy, choć lepszym odzwierciedleniem tego będą nogi: zmieniają kolor od ud, w miejscu kostki tworzy się zwierzęca kość skokowa, choć krótka, a stopy posiadają po trzy gadzie palce, zakończone ostrymi pazurami. Mimo to w żadnym stopniu nie przeszkadzają mu w chodzeniu, bez problemów trzyma różnorodne przedmioty – w razie czego w każdym momencie mógłby unormalnić swoje kończyny. *
Towarzyszy mu mały chochlik, o imieniu Quii’conhr. Qui mierzy sobie łącznie około czterdzieści-coś centymetrów, z czego ponad połowa składa się na długość nóg, więc spokojnie może zostać tapmadl. Chochlik ma postać humanoidalną, jednak jego kończyny są nienaturalnie wydłużone: ręce sięgają kolan, a nogi zaopatrzone są jakby w zwierzęce, naprawdę długie kości skokowe. Stopy i dłonie  zakończone są szponami, jednak nie mają za celu sprawiać bólu. Posiada ogon, którego koniec formuje się w trójkąt, za to pozbawiony został rogów i skrzydeł. Jedyne, co nie pasuje do stereotypowego chochlika, to głowa, składająca się z  futra, kufy i dwojga czarnych oczu. Kolorystycznie łeb odstrasza, znacząc twarz na biało, a futro na szyi i przy oczach na czarno, co jednocześnie daje mu wygląd przypominający pandę, jak zwykł przezywać towarzysza Sammedh. Pasmo szarego futra ciągnie się przez plecy i lędźwie po nasadę ogona, dopiero tam kończąc. Qui jest trochę za głupi, by czynić zło, więc zajmuje się psotami i dokuczaniem, skutecznie denerwując napotkane „ofiary”.  Ponadto przeraźliwie skrzeczy, kiedy mu coś nie pasuje i tym również doprowadza do szału. Ciekawostką jest fakt, że jest płci żeńskiej, ale określa siebie jako mężczyznę mimo kobiecego ciała, które notabene jest nagie.

Jeśli spojrzysz w twarz diabłu, 
diabeł będzie obserwował cię na każdym kroku.
- American Horror Story: Asylum


I N N E

- pisząc jego imię poprawnym będzie użycie formy Saamed, Sammed, Saamned, Saammed czy nawet Samael**, a skrócić do Sammu, Sam lub Sammy, jednak nie przepada za przezwiskami i źle na nie  reaguje. Przy odmianie usuwa się h i nie dodaje apostrofu***.

- uwielbia, kiedy zwraca się do niego per diable.
- opętał Livkę poprzez zawarcie paktu, który daje mu siłę. Jeśli z jakichś przyczyn pakt zostanie zerwany, diabeł osłabnie i będzie zmuszony znaleźć nową ofiarę, zawrzeć nowy pakt, zabrać kolejną duszę.
- kiedy umieści się go w zamkniętej przestrzeni (np. w domu) na dłuższy czas, zdziczeje. Zacznie wariować, całkowicie wyłączać się. Stanie się niesamowicie posłuszny, niekiedy będzie przypominał zachowaniem dziecko. Zapomni, do czego służą poszczególne przedmioty, będzie musiał uczyć się wszystkiego na nowo. Kiedy tylko ktoś będzie dla niego miły i wzbudzi pozytywne uczucia, bezgranicznie zaufa takiej osobie i zostanie przy niej, wiernie służąc i słuchając się.
Zdaje sobie z tego sprawę i nie ma zamiaru ryzykować, nawet będąc w ciele Livki. Jeżeli to konieczne, zatrzymuje się na nocleg w domu, ale nigdy nie zostanie w tym miejscu dłużej niż kilka dni.  Powrót do buntowniczego, normalnego charakteru nastąpi dopiero wtedy, gdy ponownie znajdzie się na otwartej przestrzeni przez dłuższy czas.

Ego assentior.
_____________________________________________________________________

* jakby ktoś nie umiał sobie tego wyobrazić, co jest coś na wzór tego: [link]
**bo autorka nie mogła się zdecydować, który wariant wybrać.
*** np. Sammeda, Sammedzie, Sammedowi.  

Na zdjęciach Taylor Momsen, autor rysunku to Anndr. 

poniedziałek, 11 marca 2013

Jeśli potrafisz iść przez życie bez zaznawania bólu, to prawdopodobnie jeszcze się nie urodziłeś.


  Moje dawne "ja"



    Jak się nazywałem? Nie wiem, nie obchodzi mnie to. Ile miałem lat? Byłem dzieckiem. Gdzie się   urodziłem? W Azylu, Leveir. Kiedy się urodziłem? Latem, osiemnastego sierpnia. Jak wyglądałem? Byłem małym, niedożywionym chłopcem o stale nieuczesanych, kruczoczarnych włosach i malachitowych oczach, zawsze poubieranym w jakieś szmaty. Trochę z mojego dzieciństwa? Czemu nie.
    Matka była zwykłą Ziemianką, a ojciec czystej krwi wilkołakiem. Gdy 'zrobił' mnie i mojego starszego brata, jak gdyby nigdy nic odszedł, zostawiając naszą rodzicielkę bez dachu nad głową, z dwoma bachorami na utrzymaniu. Wychowałem się właściwie na ulicy. Takich nikt nie traktuje z szacunkiem. Do prowizorycznego 'domu' wracałem zawsze z siniakami, czasami nawet ranami. Dlaczego? Byłem ganiany i kopany przez dzieci z miasta. Za co? Jak to kiedyś mi powiedzieli: "Za twarz, za ubranie, za biedę, za słabość". Z czasem brat zaczął pracować i  wspomagać matkę, dzięki czemu otrzymaliśmy normalne mieszkanie. Odziedziczyłem umiejętności po ojcu, przez co rodzicielka nie darzyła mnie sympatią. Jej zdaniem braciszek był najlepszy we wszystkim, idealne dziecko wręcz. Jednak nie miałem mu tego za złe, często mi pomagał. W spokoju znosiłem wyzwiska ze strony kobiety, dzieci, ludzi. Co takiego robiłem nie tak? Pewnego dnia coś we mnie... pękło. Poważnie pobiłem dwóch z chłopaków, którzy lubili mnie poniżać.  Czułem się dziwnie. Wściekły. Gotowy do wybicia wszystkich otaczających mnie ludzi, nie licząc brata. W efekcie zostałem zamknięty na trzy tygodnie w pokoju. Sam. W małej klitce, przypominającej mi więzienie. Niczego nie żałowałem. Wolałem siedzieć tam, w ciemności, niż żyć z tymi potworami. W mieście otrzymałem miano "dziecka Szatana". Niezbyt się tym przejąłem, słyszałem gorsze wyzwiska. Dużo gorsze. Odłączony od świata, nie miałem nawet pojęcia, że mój brat, który przez cały ten czas potajemnie dawał mi jedzenie, został rozszarpany przez demony. Zrozpaczona matka, u schyłku depresji, przypomniała sobie o mnie dopiero parę dni później, kiedy byłem już odwodniony, właściwie umierający. Trafiłem do szpitala. Przeżyłem.
    Kobieta po stracie ukochanego i syna, nie potrafiąc samodzielnie trwać w tym świecie, pełnym dziwactw, uczepiła się mnie. Szukała pomocy. Traktowała jak zastępstwo za brata. Nie podobało mi się to. Zostawiłem ją na pastwę okrutnego losu w wieku 15 lat.
    Moje ciało znajdowało się w Leveir, a dusza i umysł gdzieś daleko, hen hen, poza moim zasięgiem. Praktycznie byłem już martwy.

Chciałem krzyczeć - i krzyczałem, tak głośno...
Chciałem płakać - i płakałem, tak wiele...
Chciałem krwawić - i krwawiłem, tak boleśnie...
Chciałem w końcu zdechnąć - nadal żyję.
Dlaczego? Sam nie wiem. Byłem słaby? Prawdopodobnie. Jaki jestem teraz? Trudne pytanie, wciąż się zmieniam. Na gorsze, lepsze? Tego również nie wiem.

Miałem potrzebę. Nie potrafiłem normalnie funkcjonować w takim stanie, dlatego mój mózg utworzył fałszywą osobowość, drugie "ja", moje alter ego.

Moje fałszywe "ja"

   
Dzięki przemianie w wilka, jakoś przetrwałem głód i brak jakiegokolwiek schronienia. Zmieniłem dane osobowe, nieco wygląd. Dlaczego? Usłyszałem od entów, że matka mnie szuka. Niespecjalnie chciałem się z nią widzieć. Nie wtedy. Pozbierałem się. Pod swoje skrzydła wziął mnie pewien kowal. Dał pracę, dzięki czemu w końcu wykupiłem mieszkanie. Skromne, ale jak dla mnie idealne. Życie zaczęło powoli się układać. Jak się nazywałem? Iyon Darcy. Ile miałem lat? Siedemnaście. Gdzie mieszkałem? Nadal w Leveir. Jak wtedy wyglądałem? Zmieniłem kolor włosów na rdzawy, ciemnoczerwony. Azylowskie farby nie niszczą włosów, jak te ziemskie. Są trwalsze. Oczy wciąż zielone. Przez te parę lat niezwykle urosłem, a dzięki pracy w kuźni przybyło mi trochę mięśni. Wyspecjalizowałem się w walce dwoma katanami. Wytrenowałem szybkość i zwinność. Odkryłem, że potrafię przewidzieć ruchy przeciwnika, gdy spojrzę mu w oczy. Stałem się buntowniczym wesołkiem, kochającym niebezpieczeństwo, ryzyko i walki. Najpierw robiącym, potem myślącym.  Jednym słowem: idiota.



Moje teraźniejsze "ja"

   
Jak się nazywam? Iyon Darcy. Ile mam lat? Dziewiętnaście. Gdzie mieszkam? Leveir. Jak wyglądam? Nic się nie zmieniło, tyle, że teraz mogę normalnie się ubrać, bo mam na to pieniądze. Co cenię? Prawdę, ciszę, życie. Czego unikam? Kłamstwa, hałasu, kobiet. Co lubię? Książki, spanie, jazdę na smokach, spanie, spędzanie czasu z Alone, spanie, ciemne miejsca, śpiewanie, spanie, spanie i spanie. Tak, najchętniej przespałbym całe życie, ewentualnie budziłbym się aby zjeść, pośpiewać pod prysznicem, poczytać książki, porozmyślać o niczym i wszystkim zarazem, spędzić czas z Al'em i pójść spać dalej. Ciekawe, prawda? Właśnie... kim jest Alone? Osobą, która miała wielki wpływ na moje życie, charakter. Praktycznie na wszystko.
    Nudna narada magów na Wielkim Targu przy fontannie Trzech Stwórców. Będąc jeszcze idiotą, zachciało mi się trochę walki, więc wspiąłem się na jeden z posągów i palnąłem coś głupiego, co niezwykle rozzłościło mężczyzn. Wszystko miało pójść jak po maśle, jednak na mojej drodze napotkałem pewną przeszkodzę. Przed grupą magów ni stąd, ni zowąd pojawił się zakapturzony chłopak. Wściekli mężczyźni byli gotowi sprać każdego, kto stanął na ich drodze. Mimo tego nie zrezygnowałem z ekscytującej walki, przełożyłem nieznajomego przez ramię i z kataną ruszyłem pędem na magów. Nie zadawałem ran zewnętrznych, jedynie unieruchamiałem uderzając w splot słoneczny tępą stroną ostrza oraz unikałem ataków dzięki umiejętności przewidywania ruchów danej osoby. Z tego co pamiętam, jedynie pociachali mi trochę ramię i bok, ponieważ zależało mi aby chłopak wyszedł z tej sytuacji cało. Dlaczego? Nie wiedziałem, dotąd nie wiem. Nieznajomy za uratowanie życia podarował mi jedynie opatrunek, nawet się nie odezwał. Odszedł. Sprawnie zatamowałem krwawienie, po czym ruszyłem za nim. W odnalezieniu go pomógł mi wilczy węch. Napotkałem go samotnego na dachu, obserwującego nocne niebo. Nie odzywał się, nie odpowiadał na moje pytania, jedynie w miarę możliwości kiwał głową. Chciałem go poznać, coś mnie w nim zainteresowało. Od tego momentu zaczęła się nasza znajomość...
    Z czasem chłopak zaczął otwierać się na świat, rozmawiać, uśmiechać. Prawdopodobnie mam w tym swój udział. Moje zainteresowanie przerodziło się w uczucie. Nie dziwiło mnie to, nie przerażało, nie odrzucało. Już od dawna wiedziałem, że moja orientacja jest pokręcona. Owszem, jestem homoseksualny. Nie, nie jestem zboczeńcem. Jestem normalnym człowiekiem. No, może niezbyt normalnym, ale co w Azylu nie jest dziwne, magiczne? Właśnie. Nic. Wracając do tematu, Alone zmienił mnie, a ja jego. Zacząłem patrzeć na świat z innej, wydaje mi się, że lepszej, perspektywy. Dowiedziałem się, czym jest prawdziwe szczęście. Zacząłem naprawdę żyć.

    Dziś nadal z nim żyję, nadal go kocham. Niedawno zarabiałem u bogacza, oporządzając i ujeżdżając jego konie. Tam poznałem demona przypominającego ogiera, przez ludzi zwanego Koszmarem, przeze mnie Snem. Koń przez pierwsze parę dni nie dawał podejść do siebie nawet na metr. Jego właściciel postanowił go zabić. Założyłem się z bogaczem, że jeśli w tydzień uda mi się wsiąść na demona, Sen stanie się mój. Z każdym dniem powoli coraz bardziej zbliżałem się do koniowatego, aż szóstego dnia demon zaufał mi, pozwolił na siebie wsiąść. W ten sposób otrzymałem własnego demoniego towarzysza, rumaka, kolejnego przyjaciela.

    Teraz, nie chcąc, aby moje życie stało się jedną wielką sielanką, dołączam do grupy walczącej z mieszkańcami Zachodniego Lasu, z Najwyższym Demonem.

Ahoj, towarzysze!
-----------

Iyon Darcy | Człowiek | 19 lat | Mężczyzna | Homoseksualny | Zajęty | Przemiana w wilka | Przewidywanie ruchów | Szybkość, zwinność | Katany | Trzy osobowości | Czerwone włosy | Malachitowe oczy | Jeździec demona, Snu

Dla ludzi, którzy nie ogarniają.
Iyon posiada trzy osobowości. Każda z nich ujawnia się różnie, nie ma na to reguły. Jeśli jest ktoś, kto nie potrafi wyczytać jego cech z opowiadania, w skrócie opisuję:
1. Skrzywdzony przez życie, nie rozumiejący swojego istnienia, nienawidzący życia i ludzi, emowaty wręcz.
2. Buntowniczy, kochający walkę i ryzyko wesołek. Lubi przedrzeźniać i uczepiać się ludzi. Idiota.
3.  Osoba spokojna, stale zamyślona, pogrążona w swoim świecie. Aż tak leniwy, że czasami, gdy nawet nie chce mu się podnieść nogi, wywala się na schodach albo na chodniku o krawężnik.

-----------

Ego assentior
 
    

Who are you?

Because things change.
And friends leave.
And life doesn't stop for anybody.




















" Nie miałem bladego pojęcia jak się tutaj znalazłem. Raz byłem się na obrzeżach Nowego Jorku, a sekundę później pojawiłem się w lesie. W nieznanym wszechświecie, będącym domem dla najróżniejszych zwierząt, oraz ludzi. Choć ten świat nie był zwykły. Po niebie latały różnokolorowe smoki, po lasach chodziły mówiące drzewa, a w miastach ludzie używali magii. Innymi słowy: dziwactwa takie jak ja. Zajrzałem do torby, wyjmując mój gruby dziennik. Przejrzałem notatki i... co się okazało? Kartki, które zapisałem będąc jeszcze na Ziemi, w bardzo dziwny sposób znikły. Pozostały tylko urywki, jakby ktoś machnął ręką po niej, zdejmując większość wyrazów. Starałem się tym nie przejmować, zresztą, nie miałem ochoty na czytanie każdego dnia z mojego marnego życia. Ruszyłem przed siebie i podsłuchując wiele rozmów dowiedziałem się, gdzie jestem. Znajdowałem się w Azylu."
| Wpis 143 |

      Where am I?


















" Szedłem wolnym chodem przez tutejsze miasto, zastanawiając się dlaczego. No ale skoro już tu trafiłem, to warto by pozwiedzać, czyż nie? Wpierw wałęsałem się ulicami, zgrabnie przemykając między ludźmi, którzy, całe szczęście, że nie zwracali na mnie uwagi. W pewnym momencie natrafiłem na dość spory plac. Na samym środku stały trzy posągi: feniksa, smoka i wilkołaka, w tym dwa ostatnie najprawdopodobniej walczyły ze sobą. Wokół posągów zgromadziła się gromada ludzi, których gwar kłótni i wrzasków zagłuszał moje myśli, co raczej nie przypadło mi do gustu. Nagle moją uwagę przykuł pewien rudy mężczyzna, siedzący na posągu smoka. Obserwował ludzi pod sobą z wyraźną kpiną w oczach, by móc po chwili krzyknąć do nich coś zacnie obraźliwego. Ludzie, stosownie niezadowoleni naruszeniem ich godności, ruszyli na Rudego, gotowi do ataku. Nie przejąłem się tym, raczej starałem się rozplanować jakoś przedostanie się na drugą stronę placu przez zgraję rozzłoszczonych osób. Jedynym ratunkiem było niewidzialność. Wiedziałem, jakie ryzyko się z tym wiąże, aczkolwiek jestem osobą ryzykowną. Moje ciało nagle stało się przezroczyste, dlatego czym prędzej przemknąłem przez środek placu. Niestety, ale pechowa ze mnie osóbka, dlatego tuż pod posągiem, przed grupą wściekłych ludzi chętnych do walki na Rudego, moje ciało powróciło do normalności. Stałem w bezruchu, nie wiedząc co zrobić w tej sytuacji. Zamknąłem powieki, czekając na atak z ich strony. W pewnym momencie poczułem jak moje stopy odrywają się od podłoża, a ciało ląduje na ramieniu rudego mężczyzny, który chwilę temu siedział na posągu. Jakby szykując się wprost na śmierć, ruszył trzymając mnie tak, a kataną odpierając ataki ludzi, choć głównie starał się ich unikać. Złapałem się kurczowo jego koszulki, byle tylko nie spaść, a on, wyraźnie nie przejęty licznymi ranami, brnął dalej. Po dłuższym czasie wybiegł z tłumu, biegnąc ze mną przez ulicę, aby następnie zagłębić się w jedną z węższych uliczek. Czując, że zgraja złych ludzi nas nie dopadnie, odstawił mnie bardzo delikatnie na ziemię, uśmiechając się lekko. Lecz na mojej twarzy pozostał ten sam obojętny wyraz; wyjąłem z torby opatrunki na rany, podałem mu je i bez słowa ruszyłem w stronę ulicy, zakładając kaptur na głowę. Nie miałem ochoty z nim rozmawiać, zresztą jak z każdym człowiekiem. No bo po co. Po jakimś czasie bez problemu wskoczyłem na dach pobliskiego budynku, obserwując dwa księżyce na atramentowym nieboskłonie. Nawet się nie zorientowałem, jak rudy mężczyzna usiadł obok mnie z wyraźnym uśmiechem na twarzy. I tak to się zaczęło, Iyon." 
| Wpis 148 |

      Thank you.




















" Nie pamiętam, ile już się znaliśmy, przy nim nie liczyłem czasu. Lecz z każdym dniem czułem coś dziwnego, kiedy spędzałem z nim czas. Dziwne, nieznane mi uczucie. Przy bliższych z nim kontaktach, rumieniłem się cały na twarzy, by po chwili zawstydzony zakryć ją w odmętach ciemnej bluzy. Byłem zarówno przerażony jak i ciekawy nowego doznania. Kiedy stał parę centymetrów ode mnie, serce waliło mi jak młot, chcąc się oderwać i podlecieć do niego. Całymi dniami zastanawiałem się nad tym, co to może być. Pierwszy raz mnie coś takiego spotkało, a możliwe, że kiedyś też, za czasów bycia na Ziemi, czego teraz kompletnie nie pamiętam. Chciałem sprawić mu radość z każdą chwilą, uśmiechałem się szeroko w jego stronę, a w wyprawach po Azylu trzymaliśmy się za ręce, co oczywiście również wywołało na moich policzkach rumieńce. Pewnego dnia mnie przytulił, mocno przyciskając do swojej piersi. Czułem się wtedy najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, wtulając się w niego najmocniej jak potrafiłem. Chwila. Czy to nie to uczucie? Czy to nie jest...?"
| Wpis 159 |

     ... love?











 " Kiedy dowiedziałem się, że to miłość, to stare uczucie, o którym kompletnie nic nie wiedziałem, poczułem coś przejemnego w sercu. Zaczęło się na niewinnych pocałunkach i okazywaniu sobie bliskości, a skończyło... Byłem zadowolony z tego, że jesteśmy ostatecznie razem. Z każdym dniem coraz bardziej przekonywałem się do tego uczucia, a po paru dniach byłem już w stanie szepnąć "Kocham Cię". Uczucie bliskości mnie dobijało, nie mogłem bez niego żyć, nie chciałem go nigdy opuścić. Chciałem, byśmy byli razem po wieki. Dziękowałem mu za wszystko, za to, że jest obok mnie, a nawet za to, że przy pierwszym spotkaniu tak bardzo się mnie uczepił."
| Wpis 162 |

      Yes, Ginger, I love you.









" ... cieszyłem się, że trzymałem szpadę w ręce ... powiedział, że jestem najlepszy ... podobno chce mnie wysłać na zawody ... i znów go pokonałem ... nie miał szans ... wysłali mnie na Mistrzostwa Krajowe ... wygrałem ... "
| Urywki wpisu 87 |

      ... nothing difficult.














" Spałem zwyczajnie w lesie, na ziemi, nie przejmując się chłodem i nierównym podłożem. Obudziłem się z samego rana, kiedy słońce powoli wstawało znad horyzontu. Czułem się dziwnie. Jakoś nienaturalnie mały, o wiele mniejszy od samego siebie, a sądziłem, że mniejszego człowieka nie ma ode mnie. Ale nie byłem człowiekiem. Byłem lisem."
| Wpis 99 |

     I'm a fox, not strange.





     Uszczegółowiając.

     Alone urodził się 20 marca w USA, a dokładniej - w Bostonie. Chłopak nie ma kompletnego pojęcia, jak się znalazł a Azylu, możliwe, że kryje się za tym magia lub też zwyczajnie los tak chciał. Trafiając tutaj zapomniał wszystko, dokładnie wszystko, ze swojego poprzedniego życia, czyli wtedy, kiedy przebywał na Ziemi, a jego notatki raptownie znikły ze stron dziennika. Zapomniał jak się nazywa (stąd jego imię "Alone", sam sobie je nadał), skąd pochodzi, kiedy się urodził, gdzie, jak i tak dalej.
     Jest z pozoru cichą, dyskretną i tajemniczą osobą, nie wyróżniającą się w tłumie. Zazwyczaj chodzi z kapturem na głowie, przechodząc przez ulice z pustym spojrzeniem oraz obojętnym, czasem smutnym wyrazem twarzy. Niektórzy poczęli nazywać go nawet autystycznym chłopcem, kiedy przestał reagować na kontakty realne. Samotnik, czyż nie? Ha, poprawka.
     Był taki. BYŁ. Do czasu. Jakiego? Gdy na swej drodze spotkał charyzmatycznego rudzielca - Iyon'a. Alone potraktował go jak każdego innego człowieka, czyli najzwyczajniej w świecie go olał. No ale, Rudy nie dał za wygraną, uczepiając się go. I takim sposobem zaczęła się ta przyjaźń, która przerodziła się w miłość. Dzięki niemu Al stał się bardziej otwarty na świat, do tego po raz pierwszy poznał coś takiego jak szczęście, poczucie bezpieczeństwa, czułość i bycie kochanym. Za to jest mu niezmiernie wdzięczny. Ukazała się również jego skromna, czuła i wrażliwa strona.
     Zaczął nawet coraz bardziej przekonywać się do ludzi, których unikał na swej drodze. Z prostego powodu - czuł do nich pewną chęć urazy i odrzucenia. Dzięki niemu nie boi się już rozmowy z takowym człowiekiem, choć nadal się do tego ogranicza. Dlatego mało będzie się wypowiadał, kiedy w pobliżu nie będzie Iyon'a.
     Jeśli chodzi o jego wygląd to jest dość drobną osóbką. Mierzy sobie zaledwie 160cm wzrostu, dość mały jak na wiek liczący sobie osiemnastkę. Ma niezwykle bladą skórę, kontrastującą z ciemnymi włosami. Posiada głębokie szmaragdowe oczy, które przy źrenicy czernieją. Ot, takie dziwne. Tak jak zostało wcześniej wspomniane, jest niezwykle drobny. Chudy, wręcz o anorektycznej budowie; mimo tego dość szybki i zwinny. Brak mięśni to jego główna cecha, można by rzec, że ich wręcz nie ma. Ma również lisią postać, która jest równie smukła i mała jak ludzka.
     Jak zostało wcześniej wspomniane, Al niezwykle strasznie wyklinia na liczne wizje i koszmary, które do końca zrujnowały mu życie. Niewidzialność to zaleta, którą nie do końca opanował. Potrafi zmienić swoje ciało na przezroczyste, lecz wrócenie do normalności kiedy się zachce to już sztuka. Z czasem nabył również dostrzegania aur, co bardzo mu się przydaje w analizowaniu ruchów oraz uczuć danej osoby. Ponadto widzi jakby z serca osoby wydobywający się dym. Nie wie co to dokładnie jest, nie zna właściwości owego dymu, więc pozostał jedynie przy stwierdzeniu, że widzi dusze. W dawnej młodości przywiązywał ogromną uwagę w szermierce, w której jest teraz mistrzem i w swoim żywiole powali każdego.
     Na pewno trzeba podkreślić, że Alone uwielbia wodę. Nie ważne pod jaką postacią, czy do będzie lód, sopel lodu, deszcz, jezioro czy też najzwyklejsza woda pitna. Najlepiej, aby było jej najwięcej. Ponadto bardzo lubi rysować, a jeszcze bardziej szkicować Iyon'a. Iyon to osoba, którą kocha całym sercem, więc spędzanie z nim dnia to nieodłączny punkt w jego rozpisce.
     Panicznie boi się koni. Pewna sytuacja z dzieciństwa (czyli jak przebywał na Ziemi, więc oczywiście tego nie pamięta) na zawsze zmieniła jego wizję wiernych wierzchowców na kopytne potwory chcące z każdą możliwą okazją ugryźć lub też zrzucić swego dosiadacza. Kiedy się dowiedział, że Iyon posiada konia, zwanego przez większość "Koszmarem", popadł w histerię. Wyznaje zasadę unikania tych zwierząt na minimum 20 metrów.
     Alone jest bardzo zżyty z świetlikami. Dlaczego? A sam tego nie wie. Świetnie się z nimi dogaduje, a one służą mu jako przewodnicy po nocnej przechadzce w Zapomnianym Lesie.
     Ostatnimi czasy Al czasami zaczął zachowywać się jak kot, nie wiadomo dlaczego.



Never cared for what they do
Never cared for what they know
But I know



Ego assentior.~

sobota, 2 marca 2013

Tereny



Polana Foederis to główne miejsce spotkań członków Azylu. Nie różni się właściwie niczym od zwykłej polany, porośnięta grubym gąszczem i przepołowiona małą rzeczką pełną chłodnej, krystalicznie czystej wody. Lecz nie każdy ma do niej dostęp. To małe otoczenie, będące jednocześnie tak ważną częścią w tym kraju, jest chronione przez Enty - chodzące drzewa, które tylko po usłyszeniu hasła utworzą Ci przejście do tego magicznego miejsca. Ponadto znajdują się tu największe pokłady energii magicznej, o czym świadczy stale unosząca się mgiełka.


Nieprzeniknione, gęste, ciemnozielone lasy szczycące się bujną roślinnością są domem dla wielu zróżnicowanych zwierząt, tych magicznych lub też nie, zamieszkujących Azyl. Przechodzą przez nieliczne strumienie, rzeki lub jeziora. W dużym stopniu czuć wilgotność, chłód oraz panuje w nich dziwna, nużąca aura dająca uczucie spokoju. W miejscach graniczących z lasami demonów panuje ciemna mgła.


W głębszych czeluściach tudzież lasów występują najstarsze drzewa w Azylu. Są one ogromne, sięgające nawet 20 metrów, a krucha kora świadczy o spędzonych latach. Od dołu obrośnięte są ciemnym mchem, sięgającym nawet do konarów. Korzenie sięgają głęboko pod glebę, czasem nawet wychodząc ponad jej powierzchnię.


Czyżby lasy te były magiczne? A owszem. Niektóre strumienie, ulokowane głęboko w lesie, oczywiście po to, aby nikt ich nie dostrzegł, wyglądają tak, jakby od dna iskrzyły pięknym światłem. Przychodzą tutaj najdziwniejsze, te niespotykane magiczne zwierzęta, by użyczyć owego źródła do zwilżenia gardła. Flora tu jest najróżniejsza, poczynając od grzybów w najróżniejszych kolorach, których właściwości lepiej nie sprawdzać, a kończąc na przepięknych kwiatkach owiniętych różnokolorowym "szalem".


Lasy Demonów, Silvaem. Te zachodnie lasy nie należą do najprzyjemniejszych i gościnnych. Panuje tutaj całkowity półmrok, bez względu na porę dnia czy roku. Większość tych drzew jest nagich, bez względu na to, czy są to drzewa iglaste, czy też liściaste. W lasach panuje nieustająca, gęsta i szarawa mgła, przez którą trudno jest cokolwiek dostrzec. Na granicach tychże lasów przebywają tzw. Cienie czyli istoty wyglądające jak czarne macki z wieloma oczyma i paszczami pełnych ostrych zębów, żywiące się najróżniejszymi zwierzętami.


Na samym krańcu zachodu, gdzie z drzew pozostały same wystające zza gleby pnie, znajdują się liczne chatki, to drewniane, to kamienne. Stanowią one doskonały dom dla przebywających na tych terenach złowieszczych demonów. W tych miejscach najczęściej można spotkać te mroczne i tajemnicze istoty.


Występują tu również liczne opuszczone świątynie budowane przez kultystów. Były one przeznaczone do modlitw i składania darów licznym bóstwom, w które wierzyli, choć najczęściej były to budynki wzniesione na cześć Najwyższego Demona. W jednym z nich, a dokładniej pochyłym, starym zamku ma swą siedzibę sam Najwyższy Demon i jego pomocnicy, dlatego rzadko kto zapuszcza się w to miejsce.


Przy samym krańcu południa mieści się Główne Miasto, Leveir, zamieszkujące przez istoty pod postaciami ludzi. Jest ogromne, słabo rozwinięte technologicznie, o czym świadczy np. brak samochodów. Panuje tutaj całkowita demokracja, nie ma żadnego władcy, króla, prezydenta czy też samego rządu. Nie dziwią się niczym magicznym, np. kiedy nad miastem przeleci ogromny smok, a zgraja wilków przebiegnie ulicami miasta.


Miasto na pierwszy rzut oka wydaje się niezwykle podobne do Londynu z XIX wieku, o czym świadczą stare, ale za to przepiękne kamieniczki. Innych budynków tu nie ma, mieszkańcy mieszkają w nich, nie przejmując się tym, jak stara może być owa kamieniczka.


Głównym miejscem spotkań ludzi oraz najwyższym punktem miasta jest Wielki Targ, umiejscowiony w centrum Leveiru. Na środku placu stoi fontanna przedstawiająca kilka zwierząt: feniksa, smoka i wilkołaka. Smok i wilkołak połączone są w walce, z ich rozwartych pysków wypływa woda. Feniks wznoszący się nad nimi ma rozpostarte skrzydła, po których spływa woda, tworząc piękny efekt. Interpretacja może być dowolna, lecz ta najczęściej uznawana za prawidłowa jest taka: "Nieważne ile walk będzie się toczyć, ile wojen przejdzie przez Azyl, ten i tak powstanie na nowo, nawet jeśli zostaną z niego same popioły. Azyl znajdzie sposób na odrodzenie."



Zapomniane Lasy mieszczące się na wschodzie Azylu są jeszcze bardziej tajemniczym i magicznym miejscem od wymienionych wcześniej lokalizacji. Rzadko kto zapuszcza się w te tereny, gdyż większość z nich jest jeszcze nieodkrytych. Mimo to urok tych lasów stanowi najlepszą wycieczkę w jesienne dni. Lasy zamieszkują głównie driady oraz nimfy.


Nie przebywają tutaj Enty, lecz gleba jest porośnięta najbardziej zróżnicowanymi kwiatami. Poczynając od tulipanów i róż, a kończąc na liliach i fiołkach. Pokrywają prawie całą glebę, żyjąc spokojnie i nawet nie myśląc od jakimkolwiek zdeptaniu, gdyż mieszkańcy tegoż lasu dbają o kwiaty by były najpiękniejsze o każdej porze roku.


W głębi Zapomnianych Lasów mieści się cmentarz. Nagrobki te są wyjątkowo stare. Dokładnie widać, że nikt nie pielęgnował otoczenia. Chwasty i knieje otaczają całą glebę, a porosty obsiadły sobą wszystkie z tutejszych nagrobków, dlatego wyjątkowo trudno jest się doczytać imienia zmarłej osoby. W tym miejscu często można spotkać dusze zmarłych zwierząt.



Miridiem nie są jakoś nadzwyczaj ogromnymi górami, jednakże panuje tam widoczny chłód. Po górach bardzo łatwo jest się wspiąć dzięki licznym ścieżkom, a na swojej drodze można spotkać wiele zwierząt parzystokopytnych. Natomiast na błękitnym nieboskłonie zamiast ćwierkających ptaków lub też orłów, szybują ogromne smoki, które są najgroźniejszymi drapieżnikami na tych terenach.


W głębi gór, tuż z samego czubka jednego ze skalistych grzbietów, spływa czysta, chłodna, górska woda. Wodospad Lapidem spływający stromo po ścianie tworzy rzekę, rzeka tworzy wielkie cztery jeziora, a jeziora strumienie w całym Azylu. To miejsce jest najbardziej popularne w gorące, letnie dni.


Cztery największe jeziora, zwane Luna Lacus, których czysta woda przepięknie błyszczy w świetle księżyca. Po tafli wody pływają głównie łabędzie, lecz nie obędzie się bez kaczek. To tu przy brzegu gromadzą się ogromne stada kopytnych, by napić się chłodnej wody lub schłodzić nogi.


To, co dzieje się pod taflą wody przechodzi wszystkie ludzkie marzenia, które Ziemianinie mogą zobaczyć tylko w filmach. Podwodne miasto, nad którym panuje Pani Jezior, wodna władczyni wszystkich wodnych i wodno-lądowych stworzeń. Najczęściej spotykane są tu ławice kolorowych ryb, żywiących się glonami oraz syreny, strażniczki tego miejsca. Jeziora są na tyle duże i głębokie, że spokojnie zmieściłby się w nich wieloryb.



Osada Setliad, którą zamieszkują "dzicy" ludzie, ci niemagiczni, prymitywni. Nie zbliżają się do innych, a tym bardziej do Głównego Miasta. Bardzo dobrze radzą sobie ze szkodnikami, jakimi są demony, gdyż dla nich liczy się tylko siła i wytrwałość. Nie budują kamiennych domów. Są to małe drewniane chatki, lub sieć domów wznoszonych na drzewach.



Niedługo pojawi się mapa terenów.